Smocza zguba

Tuzin śmiałków z Wielkiego Królestwa ruszył na pieczary bestii. Byli zwykłymi rycerzami, a służbie u swego króla. Jednak zachcieli złota z jaskini lub wiecznej sławy. Durni i pełni chorych ambicji nocą weszli do jamy potwora. Schodzili korytarzami w głąb legowiska smoka, trzymając w dłoniach pochodnie. Wszystko było coraz ciemniejsze, a gęste powietrze pełne siarki zaczęło się robić duszne… Wędrując w dół pieczary, nagle wszyscy usłyszeli szczęk łamanych kości… Wszyscy się obejrzeli, a gdy spojrzeli pod nogi, zobaczyli szkielety, kości i czaszki… -Nie powinniśmy tu wchodzić – powiedział jeden z mężów – Musimy zawrócić… -Ja! – krzyknął im dowodzący – Ja wracam z głową gada… i kuframi pełnymi złota. – pewny siebie powiedział – Prawda bracia?. Wszyscy pokiwali głowami i razem z tym wątpiącym, ruszyli w dalszą drogę. Im niżej, tym było coraz goręcej i w dodatku woda zaczęła się kończyć ludziom. Zmęczeni i wycieńczeni więc zaczęli zrzucać pancerze i broń. Nagle ryki, które wcześniej słyszeli ucichły i doszli do wielkiej pieczary. Złota i klejnotów tam było tyle że unieść wszystkiego się nie dało. -Ile da się bierzecie! – krzyczał jeden. Wtem ryk potężny usłyszeli i smoka olbrzymiego ujrzeli… „Ogień!!!” – wszyscy krzyczeli – AAAAA!!!!. I słuch o nich zaginął…